W ostatnim czasie przygody mnie nie omijają i tak też się stało tym razem. Mój piątkowy start przez chwilę stał pod znakiem zapytania, gdyż „postanowiłam się” uszkodzić nie jeżdżąc motocyklem – zaczyna swą opowieść Joanna.
Podczas rozładunku samochodu upuściłam na nogę ciężką walizkę! Moja stopa bardzo spuchła i jakikolwiek ruch powodował spory ból i dyskomfort. Po niespokojnej nocy, dużej ilości środków przeciwbólowych udało się zapakować stopę do buta i być gotową do startu. Jak się potem okazało, endurowe kapcie są świetnym „gipsem” i znakomicie usztywniają stopę w kostce. W czwartek odbyły się jeszcze odbiory administracyjne, techniczne motocykli i oficjalne rozpoczęcie imprezy. Standard…
W piątek z samego rana ruszyliśmy na trasę. Najpierw czekał na nas 10-kilometrowy prolog, potem krótki, 15-minutowy serwis i wyjazd na dwa odcinki. Łącznie ponad 110 km przejechane dwa razy. W sumie do przejechania mieliśmy około 320 kilometrów głównie po poligonie wojskowym. Trasa niezbyt długa, ale wymagająca dużego skupienia. Bardzo twarde, śliskie, kamieniste podłoże, wymyte dziury, sporo błota, brody, które wciągnęły kilku motocyklistów, w tym jedną z moich konkurentek. Dla mnie ten dzień był bardzo udany, gdyż ukończyłam rywalizację w swojej klasie na pierwszym miejscu i na dodatek z dużą przewagą. Plan na dzień następny był jasny, jechać maksymalnie skoncentrowaną, spokojnie, bez zbędnej brawury. Jak wiadomo czasem ciężko się powstrzymać, szczególnie kiedy jest się w formie, ale tym razem pilnowanie wyniku było celem nadrzędnym. W sobotę jechaliśmy te same odcinki tylko w odwrotnym kierunku. Znów mieliśmy do pokonania około 320 km. Cały rajd wraz z dojazdówkami to 635 kilometrów. Na odcinkach specjalnych spędziłam 7 godzin i 49 minut.
Plan udało się wykonać w 100% i skończyłam XX jubileuszową edycję Hungarian Baja na najwyższym stopniu podium w kategorii kobiet. Ceremonia zakończenia odbyła się przed pięknym XV-wiecznym zamkiem Thury w miejscowości Varpalota. To były udane i ciekawe zawody.
Do końca sezonu pozostały jeszcze trzy rundy: w Portugalii, Emiratach Arabskich i finał w Jordanii. Mam nadzieję, że zawody te uda mi się pojechać, choć wyzwanie logistyczne oraz finansowe jest spore. Niemniej nie tracę nadziei, że zarówno terminy, jak i transport da się „pospinać” na czas i ponownie będę mogła powalczyć o podium w klasyfikacji Pucharu Świata.